niedziela, 14 września 2014

1st skype z rodzinką #11

           To, że jestem niezdecydowaną osobą wiedziałam od zawsze. Ale dopiero teraz dotarło do mnie, że to będzie cecha, która okaże się prawdziwą udręką podczas wybierania rodziny. Do rozmowy z Teksasem podeszłam na lajcie, nie stresowałam się, bo wcale przez chwilę nie czułam motylków, że to może być PM. Chwilę przed rozmową dostałam na maila umowę, którą zawsze zawierają z au pair, ze szczegółowymi obowiązkami, zasadami i wszystkim o co chciałam zapytać podczas rozmowy. Chwilę po umówionej godzinie usłyszałam połączenie. Najpierw poznałam HM, później dzieci. Każdy mógł zadać mi pytanie. Dzieci sprawiły wrażenie naprawdę grzecznych i ułożonych, nie sprawiających problemów. Później HM przeszła się z laptopem po całym domu, pokazała większość pomieszczeń (mają ich 19!), zobaczyłam pokój, garderobę i łazienkę au pair, basen, a w międzyczasie hostka wyśmiewała inne rodziny, które przeznaczają piwnice dla au pair. Kupiła mnie zachwytem nad moimi włosami.

          W pewnym momencie zdarzyło się coś niesamowitego, co mogłoby przeważyć i zadecydować o moim wyjeździe do Teksasu. Opowiadałam im o moim ulubionym sporcie, jakim jest żużel, wytłumaczyłam na czym dokładnie polega, po czym hostka powiedziała, że ich sąsiad też na czymś takim jeździ i zaraz po tym zapytała dzieci 'nie wiecie na czym jeździ Hancock?'. W tym momencie serce zaczęło mi bić z taką prędkością, że nawet nie ma takiej metafory, którą mogłabym użyć - tak szybko biło. Już pędzę z wyjaśnieniami. Greg Hancock, to amerykański żużlowiec, który nawet kilka lat temu jeździł w drużynie, której kibicuję. Ba, jeden z moich ulubionych żużlowców. Niestety jednak okazało się, Hancock-sąsiad jeździ na czymś innym i to nie ten Hancock-żużlowiec. A szkoda, bo decyzja byłaby już podjęta.

          Rodzina wydaje się cudowna, HM pochwaliła mój angielski, nie miałam problemów z dogadaniem się, sama rozumiałam ją świetnie, widać, że czasem zastanawiała się jak powiedzieć coś, używając jak najprostszego słownictwa, żebym ją doskonale zrozumiała. Ona jest na mnie zdecydowana w 100%, ja na 50%. Martwię się, że nie czuję fajerwerków, które chyba powinnam czuć. Praca do 20:30, brak możliwości podróżowania, 3 psy w domu, a ja po prostu nie przepadam za psami. Tzn psy są spoko, czasem pogłaszczę, ukocham i pomiziam, ale jestem typową kociarą :D Do jutra mam dać odpowiedź, bo potrzebują kogoś już na 20 października, więc zależy im na czasie.

           Jakieś rady? Ja mam wątpliwości. To pierwsza rodzina, z którą miałam skype'a i zastanawiam się, czy nie ominie mnie coś lepszego. Zatem, czy to znaczy, że to po prostu nie to?

           Jako bonus pierwsze na blogu zdjęcie Panny M, w towarzystwie wspomnianego Grega Hancocka. Ponad 7 lat i jakieś 15 kilogramów wstecz.

2 komentarze:

  1. Hmm.. Jeżeli nie czujesz tego czegoś, to się nie decyduj. W końcu spędzisz tam cały rok, a nie weekend majowy..:D Biorąc pod uwagę jak duże masz zainteresowanie rodzinkami, myślę, że szybko znajdziesz swój PM:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie głupie uczucie, że to może być to, ale nie wiem czy nie czeka mnie coś lepszego. Może tego będę żałowała, ale chyba będę szukać dalej. :)

      Usuń