niedziela, 31 sierpnia 2014

Czym zajmuje się au pair to be?

          Jeszcze całkiem niedawno wydawało mi się śmieszne, że dziewczyny, które po tygodniu bez matcha na profilu panikowały, że nikt ich nie chce. Wstyd mi za to teraz. Ja - osoba, która jako pierwszą swoją zaletę zawsze wymieniała cierpliwość - po dwóch dniach (3 godzinach i 34 minutach dodatkowo) dostaję szału, że jeszcze nikt nie pojawił się na moim profilu.

          Zatem dam odpowiedź na pytanie zadane w tytule posta. Czym zajmuje się au pair to be? Co 5 minut odświeża swój profil, maila na wszelki wypadek też, ciągle sprawdza spam (również na wszelki wypadek), nie rozstaje się z telefonem (na wszelki wypadek, żeby dostać powiadomienie o nowym mailu, kiedy nie ma jej przy kompie, bo robi kanapki), dostaje palpitacji serca przy każdym przychodzącym mailu (chyba czas zrezygnować z wszelkich newsletterów) i zastanawia się co jest z nią nie tak, czemu spośród tysięcy dziewczyn nikt nie zainteresował się akurat nią?! Co ciekawsze przeszły mi nawet przez myśl już pomysły, żeby zapisać się do kolejnej agencji :D

          Dlatego, żeby uciec od paranoi postanowiłam wybrać się jutro na poszukiwania pracy, bo pieniądze odłożone na program sukcesywnie znikają, a nie powinny. Nic jednak nie poradzę na to, że naprawdę potrzebuję dwudziestej trzeciej odżywki do włosów tylko dlatego, że jest na promocji i jeszcze takiej nie miałam (później i tak okazuje się, że miałam. Ba, nawet mam jeszcze jedną oprócz kupionej w zapasie...). Szukam tymczasowej pracy nie tylko ze względów finansowych, ale również żeby zająć się czymś, co mnie odciągnie od czekania na maila :P Zatem nauczona doświadczeniem już potencjalnemu pracodawcy nie będę mówiła, że ja to tylko tak na jakieś dwa miesiące i się zwalniam. Serio, to nie działa na korzyść :D dlatego tym razem liczę, że coś się znajdzie :) trzymać kciuki za pracę i za JAKIKOLWIEK match.

                                                                CZEKANIE DOBIJA.

piątek, 29 sierpnia 2014

Otwarty room!!

          Poprzedniego posta zakończyłam stwierdzeniem, że odezwę się jak coś się będzie działo. Kłamałam. Prowadzenie bloga może sprawiać przyjemność, jeśli ogarnia się jego wszelkie możliwości oraz funkcje, ale niestety do tego długa droga. Nie potrafię nawet dodać gadżetu obserwatorzy, bo wiecznie coś idzie nie tak :D Ale tym zajmę się kiedy indziej. W tym momencie skupię się na konkretach.

          Działo się w ostatnich tygodniach sporo. Zaliczyłam ostatnią sesję na studiach, przed obroną przejechałam pół Polski w celu odstresowania się na weselu w Zielonej Górze, następnie obroniłam się i z dumą mogę nazywać się magistrem pedagogiki, świętowałam sukces i... Świętowałam tak bardzo, że można powiedzieć, że do tej pory świętuję :D Między innymi dlatego, ale też niestety z powodów finansowych i rodzinnych, wszelkie formalności związane z wyjazdem odwlekałam jak tylko się da. Najwięcej problemów przysporzył mi jednak filmik, czyli video application. Nie zliczę ile razy musiałam nagrywać i montować od nowa... Ostatecznie zrezygnowana wrzuciłam do aplikacji filmik, który trwał ponad 3 minuty. Jak się okazało, nie stanowiło to żadnego problemu :)

          Po wszystkich formalnościach przyszedł czas na drobne poprawy i aktualizowanie aplikacji. Wszystko szło wyjątkowo sprawnie. Świetne pracowniczki biura z Warszawy były bardzo pomocne i zadbały o to, żeby wszystko szybko poszło. Aplikacja została wysłana w końcu do Londynu. Spodziewałam się, że na otwarcie roomu będę musiała czekać około miesiąca, i że pewnie będzie coś nie tak, będę musiała coś poprawiać. Dzisiaj weszłam na maila i instynktownie sprawdziłam spam. Czekała na mnie niespodzianka! Informacja o tym, że mój room jest już otwarty! Po dwóch dniach!

          Teraz tylko zostało mi czekanie na pierwszy match. I kolejne... ;)